„Obiecywałam sobie, że nigdy nie wezmę psa” – historia Nesci
Przez 14 lat naszym wiernym przyjacielem był beagle o imieniu Lupo.
Gdy odszedł, po 3 latach walki z chorobą, powiedziałam sobie, że już nie przygarnę żadnego psa. Zbyt wiele łez przelałam po jego śmierci.
Wytrzymałam ponad półtora roku. Moja córka mówiła, że w domu jest cicho i smutno jak w grobie. Nie słychać stukotu psich pazurków, nikt nie wita z całą siłą psiej miłości.
Do schroniska w Nowodworze pojechałyśmy bez konkretnego zamiaru. Na pewno bez postanowieniu o adopcji. Wcześniej na facebookowej stronie schroniska wpadła nam w oko sunia i chciałyśmy ją zobaczyć na żywo. Ale nie mogłyśmy jej znaleźć. Pan, będący na dyżurze, zapytał, czy chcemy jeszcze coś zobaczyć. Zgodziłyśmy się, Wtedy pokazał nam boks ze szczeniakami. A tam….
Trzy maluchy, trochę podrośnięte, a wśród tej trójki – takie coś czarne na wysokich nóżkach. Chudzinka wspinała się na pozostałe, jakby mówiła „to mnie wybierz, mnie!”
Wzięłam ją na krótki spacer poza ogrodzenie, a moje serce samo się rwało do tej bidy. Moja córka odeszła z nią kawałeczek. Po chwili ją zawołałam. I chyba wtedy, gdy biegła w moją stronę z uśmiechniętym pyszczkiem, decyzja zapadła.
Nie było chwili, żebym żałowała decyzji o adopcji.
Potem jeszcze męczyły mnie różne wątpliwości. Bo przecież człek pracuje, córka dorosła, więc za chwilkę się wyprowadzi, a jeszcze okazało się, że psina miała kiedyś w niewyjaśnionych okolicznościach złamaną miednicę, więc istniało ryzyko, że nie będzie sprawna.
Jednak te brązowe oczy nie dawały mi spokoju!
Minęły już prawie dwa lata naszego wspólnego życia. Z chudziny wyrósł spory psiak. Jej trudna przeszłość daje czasem o sobie znać. Nesca panicznie boi się burzy i głośnych dźwięków. Nie było chwili, żebym żałowała swojej decyzji.
Autorka tekstu: Katarzyna