WASZE HISTORIE

Miłość człowieka do zwierzaka czyni cuda. Historia Pipiego.

Mam kilkanaście kotów i dwa psy, więc ciężko wybrać . A więc napiszę o kocie, który trafił do mnie jako pierwszy z całej bandy. Było to niecałe dwa lata temu.

Był leniwy, wakacyjny wieczór. Przeglądałam jakieś czasopismo. Nagle z tej melancholii wyrwały mnie krzyki mojej babci: „Karolina, Karolina zobacz!”.

Nim zdążyłam zareagować ona stała już w drzwiach mojego pokoju, a w dłoni trzymała.. mysz? Nie, nie! To był maleńki kotek. Byłam w szoku.

Widok był strasznie przykry. Maluch ledwo co oddychał. Pyszczek miał zaklejony ropą, sama skóra i kostki.

Babcia powiedziała, że kociaka przyniosła w zębach dzika kotka i położyła go przed naszym domem.

Miauczała, jakby wzywała pomocy, a gdy zobaczyła moją babcię – uciekła.

Byłam przerażona. Nigdy nie opiekowałam się tak małym i słabym stworzeniem. Teraz wstyd się przyznać, ale byłam pewna, że maleństwo nie przeżyje nawet kilku dni. Był w tak opłakanym stanie.

Troszczyłam się o niego dzień i noc. Ogrzewałam termoforem, karmiłam strzykawką.

Po trzech dniach kociak nagle odzyskał siły, otworzył oczka i biegał wesoło po pokoju. To był cud!

Pipi jest bardzo wdzięcznym i kochanym kocurem. To ulubieniec wszystkich domowników.

Imię Pipi wzięło się od tego, że nasz kot nie miauczy. Ma bardzo specyficzny sposób porozumiewania się. Wydaje zabawne odgłosy, podobne do popiskiwania.

Jest kotem towarzyskim, przyjaznym dla wszystkich królem kanapy. Takiego przytulasa nie sposób nie kochać.

 

Autorka: Karolina Stepel
III miejsce w Konkursie Walentynkowym

Pokaż wiecej

Magda Bąk

Studentka IV roku socjologii na Wydziale Humanistycznym AGH. Lubi podróżować, słuchać muzyki i robić zdjęcia. Kocha wszystko co związane z Włochami, a zwłaszcza ich kuchnię. Prywatnie właścicielka szalonego Maltańczyka o imieniu Malik.

Powiązanie artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Back to top button